á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Z jednej strony "Wojna i terpentyna" to historia jednego zwyczajnego człowieka, który przeżył piekło wojny i doświadczył przez całe swoje życie wielkich emocji, pozostając przy tym skromnym człowiekiem. To także powieść po części autobiograficzna, gdzie autor, czytając dziennik dziadka, podąża jego śladami, odwiedza miejsca z nim związane, odkrywa tajemnice pamiątek jakie pozostawił po sobie, jego obrazów, muzyki, która była ważna w jego życiu.
Dla Hartmensa ta powieść to była walka z pamięcią, walka dzięki której lepiej poznał swoje korzenie, odkrył swoją własną tożsamość, nierozerwalnie związaną z dziadkiem.
"Wojna i terpentyna" to opowieść o rodzinie, wojnie, miłości, pamięci, nadziei, która daje siłę do przetrwania. To powieść, która jest jednocześnie koszmarna i piękna. Pokazuje, że piękno i horror mogą iść ze sobą w parze, a kreatywność, sztuka i barbarzyństwo to dwie strony tego samego świata. Właśnie to czyni tę powieść uniwersalną. Siła zniszczenia i siła tworzenia. Wojna i terpentyna.
Marta Ciulis- Pyznar
Hertmans dostaje pamiętniki, jakie spisał za życia dziadek Urbain. Długo się zabierał do ich przeczytania aż wreszcie dojrzał i otworzył pierwszy z nich... I stała się rzecz niebywała. (...) Spisane słowa pochłonęły go bez reszty. Przenikając na wskroś życie ukochanego, nieżyjącego już dziadka, poznając jego dorastanie, dojrzałość, doznanie biedy i ubóstwa, jego starania o przeżycie podczas wojny, jego łzy na polu bitwy... Stefan widzi postać dziadka i płacze. Zbyt długo zwlekał z przeczytaniem tym zapisków, zbyt długo... Czas nie leczy ran, nie uspokaja skołotanego serca. Ręce drżą, łzy płyną po policzkach dojrzałego już wnuka.
Poznajemy Urbaina jako młodego chłopaka, poznajemy czasy biedy, ale jakże pełne magii dla dorastającego Urbaina. Chodził z ojcem do kościoła i patrzył na pracę, jaką ten wykonywał - malował sufity w anielskie widoki, malował anioły i ich skrzydła... Urbain siedząc na zimnej ławce zadzierał głowę do góry i patrzył na stojącego wysoko na drabinie ojca, a ten wygięty wkładał całe serce w malowanie detali i szczegółów. Farba kapała na jego starą twarz, maziała ubranie...Urbain chłonął to z otwartą buzią. Widział piękno jakie widział i dziadek, uczył się kolorów, ulotności chwili.. Potem sam zaczął pracować już w odlewni żelaza, by każdy grosz przekazywać utrudzonej matce lecz pasja malowania zakorzeniła się w nim...by po latach dać o sobie znać.
Nadchodzi po latach wojna, Urbain zostaje żołnierzem. Patrzy na krew, na śmierć, oswaja się z brutalnością, poniżeniem, samotnością i bezbrzeżną tęsknotą za domem. Nie może sobie ułożyć tego okrutnego świata. Nie godzi się na taką dewastację człowieczeństwa.
Po latach wraca, już inny. Jakby wojna przeinaczyła jego wzrok i wrażliwość. I przychodzi czas na konfrontację życia i teraźniejszości, czas na przytulenie matki czas na szukanie swojej miłości. Lecz ta umiera, a żoną dziadka zostaje jej siostra bliźniaczka, bo trzeba się żenić, bo wszyscy czekają i własne serce, nadal zabliźnione po stracie tej prawdziwej... godzi się na los. Lecz to nie to... „Czasem całe życie nie starczy, żeby zapomnieć jedyną wielką miłość. Nawet gdyby się żyło sto lat” - piszę Hertmans. Wnuk zmaga się ze słowami Urbaina. Ponownie czuje swą małą dłoń w jego dużej i ciepłej, ponownie widzi go na zdjęciach i rycinach jakie się zachowały. Dziadek stanowi dla niego wielką wartość, a jego poszanowanie życia wnika i w niego.
Jakże pięknie się czyta tą powieść. Jakże wymaga wyciszenia i hamulca i ponownego spojrzenia na świat i ludzi. Niewzruszenie czysta i subtelna, piękna i dopracowana. Słowa muskając skórę wnikają w nas i znajdują swoje własne miejsca i tam żyją nadal. Książka o jakiej nie zapomnę...