á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Autorka prezentuje nam całą gamę bohaterów. Bardzo interesująca postać, będąca swoistą klamrą opowieści, to Michael, dziesięcioletni Niemiec, sierota, wysłany do Stanów Zjednoczonych, aby zacząć nowe życie. Poprzez tego bohatera obserwujemy traumy, jakie w dzieciach wywołuje wojna. Traumy, które pozostają z nimi przez lata, czasami do końca życia. Z drugiej strony, jest Richie, chłopczyk niemal idealny, powinien być szczęśliwy, pomimo śmierci ojca. Jednak Richie cicho cierpi i zupełnie nie wie, komu mógłby się wyżalić. Czy ktokolwiek w ogóle chciałby go wysłuchać? Ta dwójka, ich psychiki, wzbudzają poczucie ogromnego smutku, przytłoczenia. Trudno tu zauważyć słynny „amerykański sen”… Kiedy Christine Dwyer Hickey badała życie Edwarda Hoppera, zafascynowała ją relacja między nim a jego żoną Jo. Przeczytała różne artykuły o parze i zdecydowała się zamieścić w swojej powieści fabularyzowany opis ich historii, luźno oparty na faktach. To była świetna decyzja, bo autorka podeszła do Hopperów jak do prawdziwych ludzi, którymi przecież byli, z ich zaletami oraz wadami. Pisząc tego typu książki należy pamiętać o szacunku, zwłaszcza w sytuacji, gdy przedstawiane są poważne kwestie, niezbyt przyjemne — kłótnie, urazy, niezabliźnione przez lata rany.
Hopper malował po prostu życie, to samo robi Hickey. Pomaga nam zrozumieć różne reakcje, które towarzyszą zagubionym ludziom. Edward i Josephine to swoiste symbole, wiele osób może zobaczyć siebie w którymś z nich — albo nawet w obojgu? Finalnie, coś ich połączyło, mimo pozornych różnic. Obserwowanie ich związku skojarzyło mi się z corridą, ale tak właściwie nie umiem stwierdzić, kto był toreadorem, a kto bykiem. Teraz, już po skończonej lekturze, nadal odczuwam melancholię. Owszem, czasami pewne fragmenty wydawały mi się nierówne, jednak nie wiem, czy to na pewno wina książki. Ta powieść rzeczywiście najlepiej smakuje, gdy możemy poświęcić jej odpowiednią dawkę uwagi.
„Wąski pas lądu” to książka niezwykle oniryczna, posiadająca swoją własną niepowtarzalną atmosferę. Lektura świetna na schyłek lata, gdy słońce zaczyna robić się coraz bardziej senne, pomarańczowe, a my już powoli myślimy o jesieni. Naprawdę kawałek dobrej literatury, mimo drobnych potknięć. Zdecydowanie polecam, jeśli macie ochotę przeczytać powieść nietuzinkową, „powolną”, wymagającą pewnego skupienia, ale równocześnie sprawiającą, że czas mija nam szybko, choć odnosimy wrażenie, iż stoi w miejscu. I tylko zachodzące słońce przypomina nam o upływie godzin…