á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Pierwsze tomy jej serii "Zastępy anielskie" połknęłam jak dzika. Serio - musiałam brać warunek, (...) bo tak się zaczytałam, że nie poszłam na Jakieś Bardzo Ważne Zajęcia od których zależało zaliczenie. Czy żałowałam? No, dopiero potem, jak przyszło do płacenia. "Żarna niebios" to wciąż mój ulubiony zbiór opowiadań, a "Siewca Wiatru", czy oba tomy "Zbieracza burz" to ja kocham miłością wręcz namiętną. Kiedy więc rok temu pojawił się pierwszy tom "Bram Światłości" piszczałam jak nawiedzona.
Ale, ale, ale. "Bramy Światłości" na razie mocno mnie rozczarowują. Pierwszy tom kompletnie mnie znudził, Sereda - świetlista kierująca wyprawą wyruszająca na niepoznane Strefy Poza Czasem - jest tak okrutnie okropną, kwadratową, źle skonstruowaną postacią, że każdy rozdział z nią mam ochotę kartkować. Brakuje straszliwie rozdziałów dziejących się z perspektywy Ziemii, które zazwy były tymi jednymi z bardziej ciekawszych.
Niemniej jednak każdy czytelnik wie, że nawet jedna kiepska postać i brak jakiegoś motywu uwielbianego w poprzednich częściach nie tworzy jeszcze złej książki, a skąd! Jeżeli cała reszta gra, to lektura nadal stoi na wysokim poziomie. Ale nie tu.
W pierwszym tomie bohaterowie rozpoczęli wędrówkę. I tak idą i idą i idą cały II tom i jeszcze nigdzie nie doszli. Nie zrozumcie mnie źle - motyw drogi jest okej, ale Kossakowska średnio potrafi się nim chyba posługiwać. Przystanki, które robi swoim bohaterom po drodze - a które jednocześnie są jedynymi momentami jakiejkolwiek akcji w książce - są tak słabo rozpisane, takie powierzchowne, bez polotu. Nie ratuje ich nawet żart, którym akurat autorka potrafi operować wyśmienicie.
W tej książce mamy tak naprawdę pięć(!) jednocześnie dziejących się części fabuły, które działają trochę osobno od siebie. Jest Daimon, jest jego wyprawa, wyprawa Asmodeusza, perypetie piekielne Razjela i te stresowe, anielskie Gabriela. Do tego jeszcze urywki z drogi Lucyfera i rozmowy o wyrywaniu serc jakiegoś zpaomnianego boga, którego imienia ciągle nie umiem wypowiedzieć. Jest tego za dużo. Nie można napisać dobrej książki, w której występuje taka mnogość wątków. Najwięcej mamy oczywiście Daimona, ale przez to zacierają nam się inne wydarzenia z książki. Co dalej z Asmodeuszem? Gdzie jest wyprawa? Czy Gabriel zwariował? Czy Razjel zostanie zdemaskowany? Na żadne z tych pytań nie ma odpowiedzi, więc kolejny tom jest więcej niż poprzedni, ale jeżeli on też potraktuje perypetie innych niż Daimon bohaterach tak po łebkach to...auć.
Nie skreślam autorki, udowoniła mi ona bowiem, że jest dobrą pisarką. Mam tylko nadzieję, że zakończy wreszcie tę okrutną podróż (a w sumie trzy(!) wyprawy, bo obok tej głównej jest jeszcze Diamon i Asmodeusz...ech) i wrzuci więcej akcji i emocji w to, co dzieje się z bohaterami, bo na razie...lekko wieje nudą.